poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 21 "Obudziłeś się"

Wbiegłam jak oparzona do szpitala i w tempie natychmiastowym pojawiłam się przy recepcji. 
- Przepraszam, w której sali leży Leon Verdas? - Zapytałam nie zważając na to, że kobieta patrzyła się na mnie jak na wariatkę. 
- A kim pani dla niego jest?  
- Narzeczoną - skłamałam. W tej chwili chcę go tylko zobaczyć i przytulić. Nie wiem w jakim jest stanie i tego najbardziej się boję. Nie wiem czy jest przytomny, czy też nie.


- Sala numer sto dwa - Wyrwała mnie z rozmyśleń recepcjonistka, a ja pokiwałam głową z uśmiechem po czym wbiegłam na hol i zaczęłam biec w kierunku odpowiedniej sali. Po chwili zatrzymałam się przed drzwiami z odpowiednim numerem. Przymknęłam na chwilę oczy, nie wiem co zrobię, gdy go zobaczę. Nie wiem co zrobię, gdy coś do mnie powie. Westchnęłam i powoli chwyciłam klamkę w swoje drżące dłonie. Otworzyłam drzwi i nie patrząc na nic weszłam do środka. Wzięłam jeden głęboki oddech i uniosłam wzrok z podłogi. Zauważyłam tam szpitalne łóżko, a na nim jego. Albo jest nieprzytomny, albo śpi. Mam nadzieję, że to drugie, choć jego blade i w niektórych miejscach posiniaczone i skaleczone ciało, przypięte do wielu maszyn, wcale mnie w tym nie upewnia. Wręcz przeciwnie. Usiadłam na skraju łóżka i chwyciłam jego dłoń. Miałam wrażanie, że jest dużo lżejsza, krucha.
Ughh! Cholerny Federico! Jak on mógł mu, mi to zrobić?! 
Spojrzałam na jego twarz. Blada. Blada jak kartka papieru.

***

Poczułam jak w moich oczach nabierają się łzy. Nadal tu jestem. Przy nim, siedzę tu gdzie trzy godziny temu i patrzę na niego, czekając, aż się obudzi. Ile to jeszcze będzie trwać? Dlaczego nie może się obudzić, spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że... Że chce być znów ze mną?  Po chwili moje łzy upadły na jego dłoń i właśnie w tym momencie poczułam coś, jakby się poruszył. Spojrzałam na jego twarz, a kąciki jego ust delikatnie się niosły w górę. 
- Violu... - szepnął ledwie słyszalnym głosem. 
- Leon - odpowiedziałam również szeptem - Obudziłeś się - uśmiechnęłam się. 
- Byłaś tu cały czas... - Powiedział. Nie, to na pewno nie było pytanie, stwierdził to. Tak jakby cały czas był ze mną. Widział mnie, czuł mnie... Pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnął się w moim kierunku po czym próbował wstać do pozycji siedzącej. Patrzyłam z cierpliwością na to, co robi, a gdy już mu się udało zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Zamknęłam oczy i oddałam pocałunek. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Otworzyłam oczy, ale jego już obok nie było. 
Krzyknęłam. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam Leona. Leona leżącego na szpitalnym łóżku. Nadal był taki blady i nadal był podpięty do różnych maszyn. Więc się nie obudził, nie całowaliśmy się, a to wszystko było snem. Czymś co się nie wydarzyło. Kuźwa, czy ja naprawdę pragnę tak wiele?

***

Kolejny dzień tutaj, w szpitalu. Przy nim. Dlaczego to tak boli? Przecież mnie zostawił,  nie jesteśmy razem. A mimo to... czuje, że jest tutaj ze mną. Że mnie widzi, że czuje przy sobie moją obecność,  a co najważniejsze,  że cieszy się, że tu jestem. Westchnęłam I wzięłam do rąk jego dłoń.  Uśmiechnęłam się delikatnie. Nawet w tej chwili jego dotyk poprawia mi humor
 Czy to możliwe?  Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi,  spojrzałam w tamtą stronę i kogo zauważyłam?  Mojego kochanego braciszka... Po co on tu przyszedł?  Żeby go dobić?
- Co tu robisz?  - krzyknęłam zła.  Jakim cudem w ogóle on tu wszedł? Kto go wpuścił?!
- Co ty tu robisz? - zapytał jak głupi i stanął obok mnie.
- Pytasz się mnie ci robie przy swoim chłopaku?
- Byłym.
- Naprawdę?  Musisz? Nawet w takiej chwili?
- Co ty tu robisz? Nie rozumiesz,  że to zwykły cham?
- Jedynym chamem jesteś tutaj ty! Jak mogłeś go pobić? Na jakiej podstawie to zrobiłeś,  co?
- Na jakiej podstawie? Violetta on cię wyruchał i zostawił!
- Nie pierwszy raz! Poza tym... Nie wpieprzać się w moje życie... Wyjdź już.
- Nie pierwszy raz? Teraz to żałuję,  że mocniej w ten łeb nie dostał!
- Federico wyjdź,  albo pójdę po lekarza! - Krzyknęłam wściekła, a on bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Po moich odliczać zaczęły spływać łzy, które następnie zła trwały na dłoń szatyna. Spojrzałam na jego twarz i się delikatnie uśmiechnęłam.
-Leon... Obudziłeś się?

*** *** ***
Oto rozdział 21
jak wam się podoba?
Dziś bez gifu bo dodaje z telefonu ;)
Suzz.

22 komentarze:

  1. Pierwsza :)
    Wrócę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały! Czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww, wrócę, SERIO WRÓCĘ! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WSPANIAŁYYY
      CUDEŃKOOO!
      ZAJEBISTYYY
      EKSTRAAA!
      Huhuszki, taka szajbacja :33
      WRACIAMMMM.
      I TO JEST TAKIE SUPEEERR!
      JAK...Nosz kuwa, zabrakło mi słowa :c
      ALE I TAK SZUPEER!

      Usuń
  4. A TERAZ, BĘDZIE TU PIEPIEPIEPIERDYLIAR KOMÓW!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. *co ja robię ze swoim życiemm...*
    HUSZHU.
    CUDNE TO TO JEST!

    OdpowiedzUsuń
  6. SZPAM, ja chcę nextaaa!

    OdpowiedzUsuń
  7. SZAJBICJAAAA!
    Nadrabiam komentarzeee!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  9. TE ANONIMY TO NIE JAAA!

    OdpowiedzUsuń
  10. DAWAJ NASTĘPNY ROZDZIAŁ! XD

    OdpowiedzUsuń
  11. Viki chce nextaaa!

    OdpowiedzUsuń
  12. ZA MINUTĘ TU MA BYĆ NEXT!

    OdpowiedzUsuń
  13. NO! WIDZISZ ILE MASZ KOMENTARZYYY! XD

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy !