W końcu pójdę do szkoły. Nigdy się tak z tego nie cieszyłam, ale przez te siedem dni zdążyłam się wynudzić na śmierć. Wzięłam moją torbę z łózka i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki odpowiednie składniki i zrobiłam sobie na śniadanie zapiekankę. W końcu coś porządnego! Po chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Bez zastanowienia podeszłam do mojej torebki i zanurzyłam w niej rękę, wyjmując przy tym telefon.
-Halo?- powiedziałam zadowolona, widząc na wyświetlaczu, numer mojej najlepszej przyjaciółki.
-Hej, jak się czujesz?- zapytała.
-Już dobrze, dziękuję. Będę dziś w szkole- uśmiechnęłam się.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! Uwierz, te dni bez ciebie to totalna męczarnia... Gdybyś wiedziała jak dzień się dłużył..
-Wierzę. Sama coś o tym wiem.
-Ale mam też dobrą nowinę!- powiedziała tym swoim melodyjnym głosem.
-Jaką?
-Ktoś się o ciebie bardzo martwił... Można powiedzieć, że taki tajemniczy wielbiciel.
-Serio? Kto to?
-Nie mogę powiedzieć- zaśmiała się- W końcu jest tajemniczy.
-Skoro ty wiesz kto to jest to nie jest tajemniczy, a ponieważ się przyjaźnimy, powiesz mi, kto to jest.
-Wybacz, nie mogę.
-To powiedz chociaż, czy jest przystojny.
-Można powiedzieć, że tak. Można powiedzieć, że nawet bardzo- ponownie się zaśmiała. Wywróciłam oczami i dalej rozmawiałyśmy.
-Halo?- powiedziałam zadowolona, widząc na wyświetlaczu, numer mojej najlepszej przyjaciółki.
-Hej, jak się czujesz?- zapytała.
-Już dobrze, dziękuję. Będę dziś w szkole- uśmiechnęłam się.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! Uwierz, te dni bez ciebie to totalna męczarnia... Gdybyś wiedziała jak dzień się dłużył..
-Wierzę. Sama coś o tym wiem.
-Ale mam też dobrą nowinę!- powiedziała tym swoim melodyjnym głosem.
-Jaką?
-Ktoś się o ciebie bardzo martwił... Można powiedzieć, że taki tajemniczy wielbiciel.
-Serio? Kto to?
-Nie mogę powiedzieć- zaśmiała się- W końcu jest tajemniczy.
-Skoro ty wiesz kto to jest to nie jest tajemniczy, a ponieważ się przyjaźnimy, powiesz mi, kto to jest.
-Wybacz, nie mogę.
-To powiedz chociaż, czy jest przystojny.
-Można powiedzieć, że tak. Można powiedzieć, że nawet bardzo- ponownie się zaśmiała. Wywróciłam oczami i dalej rozmawiałyśmy.
Weszłam do klasy i od razu przytuliłam się do Ludmiły. Tak mi jej brakowało...
-Nawet nie wiesz jak tęskniłam, za tobą, a nawet szkołą!- powiedziałam i się cicho zaśmiałam.
-Ja też!- powiedziała i w tym momencie przyszła nauczycielka.
-Siadajcie na miejsca i wyjmujcie karteczki- powiedziała od zawsze uwielbiana przeze mnie pani Macarena. Nie odzywałam się, bo wiedziałam, że nic tym nie zdziałam. Wyjęłam kartkę i się podpisałam, po czym czekałam, aż pani poda nam polecenie, choć z góry wiedziałam, że dostanę jeden.
-Nawet nie wiesz jak tęskniłam, za tobą, a nawet szkołą!- powiedziałam i się cicho zaśmiałam.
-Ja też!- powiedziała i w tym momencie przyszła nauczycielka.
-Siadajcie na miejsca i wyjmujcie karteczki- powiedziała od zawsze uwielbiana przeze mnie pani Macarena. Nie odzywałam się, bo wiedziałam, że nic tym nie zdziałam. Wyjęłam kartkę i się podpisałam, po czym czekałam, aż pani poda nam polecenie, choć z góry wiedziałam, że dostanę jeden.
Po tych dłużących się czterdziestu pięciu minutach wyszliśmy z klasy. Razem z Lu szłyśmy korytarzem, do szafek, aby przebrać buty. Otworzyłam moją szafkę, a z niej wypadł jakiś liścik. Kucnęłam aby go podnieść i zaczęłam czytać.
"Nawet nie wiesz, jak smutno w tej szkole bez ciebie. Gdybym mógł coś zrobić, to cofnąłbym czas i sprawił, że to, nigdy by się nie stało..."
Od razu spojrzałam na Lu, która udawała zdziwienie.
-Wiesz od kogo to jest- oznajmiłam.
-Może i wiem, ale nie licz, że ci cokolwiek zdradzę- westchnęłam i schowałam liścik do kieszeni, uśmiechając się pod nosem. Przebrałyśmy buty i wracałyśmy do klasy. Po drodze wpadłam na Leona. Już się szykowałam na kazanie z jego strony, gdy on się uśmiechnął.
-Jak się czujesz?- zapytał. Czy coś mnie ominęło? Leon jest dla mnie miły, a do tego się uśmiechnął. Może on też zrobił sobie coś z głową?
-Nie twoja sprawa- oznajmiłam i wyminęłam go, po czym dalej szłam w kierunku klasy.
-Wiesz, mogłaś być dla niego milsza- powiedziała Ludmiła. Spojrzałam na nią zdziwiona- Zapytał się tylko jak się czujesz, może czuje się winny, chce tylko wiedzieć.
-Czuje się winny? Przecież to przez niego byłam w szpitalu, zapewne jeszcze się z tego cieszył.
-Wiesz, że to nie była jego wina, martwił się o ciebie- powiedziała, a mi przez myśl, przeszło, że to może od niego są te liściki, jednak szybko odrzuciłam od siebie tą myśl, bo to przecież Leon Verdas, on się nie zmienia. Westchnęłam.
-Wiesz od kogo to jest- oznajmiłam.
-Może i wiem, ale nie licz, że ci cokolwiek zdradzę- westchnęłam i schowałam liścik do kieszeni, uśmiechając się pod nosem. Przebrałyśmy buty i wracałyśmy do klasy. Po drodze wpadłam na Leona. Już się szykowałam na kazanie z jego strony, gdy on się uśmiechnął.
-Jak się czujesz?- zapytał. Czy coś mnie ominęło? Leon jest dla mnie miły, a do tego się uśmiechnął. Może on też zrobił sobie coś z głową?
-Nie twoja sprawa- oznajmiłam i wyminęłam go, po czym dalej szłam w kierunku klasy.
-Wiesz, mogłaś być dla niego milsza- powiedziała Ludmiła. Spojrzałam na nią zdziwiona- Zapytał się tylko jak się czujesz, może czuje się winny, chce tylko wiedzieć.
-Czuje się winny? Przecież to przez niego byłam w szpitalu, zapewne jeszcze się z tego cieszył.
-Wiesz, że to nie była jego wina, martwił się o ciebie- powiedziała, a mi przez myśl, przeszło, że to może od niego są te liściki, jednak szybko odrzuciłam od siebie tą myśl, bo to przecież Leon Verdas, on się nie zmienia. Westchnęłam.
Po lekcjach poszłam na salę gimnastyczną. Wyjęłam ze schowka piłę do koszykówki i zaczęłam ćwiczyć. Mam duże zaległości, i muszę to nadrobić. Nie wiem, czy wolno mi grać, ale to w tej chwili nie jest ważne. Na meczu, który zbliża się wielkimi krokami, musimy wypaść perfekcyjnie. Wiadomo, że nie liczą się jedynie umiejętności, ale również taktyka.
Po kilkudziesięciu minutach, zmęczona usiadłam na trybunach i napiłam się wody. Odwróciłam głowę, bo miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, i się nie myliłam, bo tam stał Leon oparty o drzwi. Westchnęłam.
-Czego chcesz?- odpowiedziałam obojętnie.
-Nic, tylko patrzę- odpowiedział i podszedł do nie, a następnie usiadł obok- Jak się czujesz?- zapytał o to samo, co wcześniej.
-Dobrze, a dlaczego pytasz?
-Martwiłem się o ciebie.
-Martwiłeś? To przecież przez ciebie byłam w szpitalu.
-Zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedział patrząc mi w oczy. Nie wierzę! Leon się przyznał do tego, martwi się! To chyba jakiś podstęp...
-I bardzo dobrze- odpowiedziałam.
Kilka dni później
Leon
Po kilkudziesięciu minutach, zmęczona usiadłam na trybunach i napiłam się wody. Odwróciłam głowę, bo miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, i się nie myliłam, bo tam stał Leon oparty o drzwi. Westchnęłam.
-Czego chcesz?- odpowiedziałam obojętnie.
-Nic, tylko patrzę- odpowiedział i podszedł do nie, a następnie usiadł obok- Jak się czujesz?- zapytał o to samo, co wcześniej.
-Dobrze, a dlaczego pytasz?
-Martwiłem się o ciebie.
-Martwiłeś? To przecież przez ciebie byłam w szpitalu.
-Zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedział patrząc mi w oczy. Nie wierzę! Leon się przyznał do tego, martwi się! To chyba jakiś podstęp...
-I bardzo dobrze- odpowiedziałam.
Kilka dni później
Leon
Od kilku dni, po lekcjach przychodzę na salę gimnastyczną i obserwuję, jak Violetta gra. Nawet nie będę ukrywał, że robi postępy. Gra bardzo dobrze, mógłbym nawet powiedzieć, że lepiej od niejednego z moich członków, drużyny, a może nawet ode mnie. Zresztą, już dawno przestałem wierzyć w to, że przychodzę tam patrzeć na moją rywalkę, patrze na nią bo sprawia mi to przyjemność.
Szedłem do klasy, gdy zobaczyłem Ludmiłę, rozejrzałem się dookoła, aby mieć pewność, że nie ma obok Violetty i podszedłem do blondynki.
-Hej- uśmiechnęła się.
-Hej- odwzajemniłem uśmiech-Violetta się nie domyśla, tak?- zapytałem dla pewności.
-Nie. Na pewno nie.
-To dobrze- odetchnąłem z ulgą- A masz pomysł na kolejny prezent?- zapytałem z nadzieją.
-Uwielbia czekoladki, ale pamiętaj, że nienawidzi marcepanu- uśmiechnęła się.
-Dzięki, jesteś wielka- odpowiedziałem i odszedłem od niej. Wszedłem do klasy i wciągnąłem się w rozmowę z kumplami.
-Hej- uśmiechnęła się.
-Hej- odwzajemniłem uśmiech-Violetta się nie domyśla, tak?- zapytałem dla pewności.
-Nie. Na pewno nie.
-To dobrze- odetchnąłem z ulgą- A masz pomysł na kolejny prezent?- zapytałem z nadzieją.
-Uwielbia czekoladki, ale pamiętaj, że nienawidzi marcepanu- uśmiechnęła się.
-Dzięki, jesteś wielka- odpowiedziałem i odszedłem od niej. Wszedłem do klasy i wciągnąłem się w rozmowę z kumplami.
Violetta
Miałam podejść do Ludmiły, gdy wyprzedził mnie.. Leon? Zaczęli rozmawiać, co bardzo mnie zainteresowało. O czym oni mogą rozmawiać? Podeszłam bliżej, aby ich podsłuchać.
-A masz pomysł na kolejny prezent?
-Uwielbia czekoladki, ale pamiętaj, że nienawidzi marcepanu.
-Dzięki, jesteś wielka- odszedł, a ja stałam z niedowierzaniem. Czyli... to wszystko to od niego? Jak? Czemu? Dlaczego? Za co? Nie rozumiem... Przecież, on mnie nienawidzi... Myślałam, że te wszystkie pytania, jak się czuję, to dlatego, że zżerają go wyrzuty sumienia, a tym czasem, on mnie... lubi? A może, on te informacje przekaże komuś innemu?
-Uwielbia czekoladki, ale pamiętaj, że nienawidzi marcepanu.
-Dzięki, jesteś wielka- odszedł, a ja stałam z niedowierzaniem. Czyli... to wszystko to od niego? Jak? Czemu? Dlaczego? Za co? Nie rozumiem... Przecież, on mnie nienawidzi... Myślałam, że te wszystkie pytania, jak się czuję, to dlatego, że zżerają go wyrzuty sumienia, a tym czasem, on mnie... lubi? A może, on te informacje przekaże komuś innemu?
Dwa tygodnie później
Przez ten czas, dużo się zmieniło. Można powiedzieć, że ja i Leon jesteśmy na fazie dobrych znajomych. Nie chcę tego zmieniać, choć czasem, mam ochotę rzucić mu się na szyje i mocno przytulić, a później powiedzieć, że najwspanialszym chłopakiem na świecie... Dlaczego? Nie wiem. Dopiero teraz zaczęłam zauważać jego dobre strony, których ma naprawdę wiele... Jest miły, zabawny, pozytywnie nastawiony do życia.. Zawsze uśmiechnięty i... Przystojny. Wow... Nigdy nie sądziłabym, że mogę tak o nim myśleć, a tymczasem, jest zupełnie inaczej...
Leon
Przez ostatnie dwa tygodnie tak dużo się działo, że nie ćwiczyłem tak jak zawsze, ale to nie jest teraz najważniejsze. Razem z Violettą, można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Lubie ją, naprawdę ją lubię. Uwielbiam patrzeć na jej uśmiech, czy słuchać jej śmiechu. Mógłbym to robić codziennie, na zmianę. Można powiedzieć, że bardzo mi na niej zależy, ale jeszcze nie było okazji, aby jej to powiedzieć, jednak dziś to zrobię. Przed meczem. Może się uda?
Podszedłem do brunetki i poprosiłem ją o to, abyśmy poszli na chwilę przed szkołę, skinęła głową, więc wyszliśmy. Mecz jest za jakieś piętnaście minut, ale to nie może dłużej czekać. Usiedliśmy na ławce i patrzałem na nią przez chwilę.
-Too... Co chciałeś mi powiedzieć takiego ważnego?- zapytała z uśmiechem.
-Muszę ci coś powiedzieć...- zacząłem z lekkim zawahaniem.
-Mów śmiało- Zaśmiała się.
-Wiem, to nie jest może zbyt długo, ale przez ten czas, dowiedziałem się o tobie bardzo wiele... Wiem, że jeszcze miesiąc temu, gdyby ktoś powiedział mi, że będę z tobą siedział na tej ławce i mówił to co mówię, wyśmiałbym go, ale nie teraz. Nie wiem jak to powiedzieć, ale... Bardzo cię lubię. Tak bardzo. Nie mogę już dłużej tego ukrywać, bo to cholernie boli...- spojrzała na mnie, pokiwała przecząco głową, po czym uciekła. Siedziałem jeszcze chwilę w tym samym miejscu i po chwili wkurzony wszedłem do szkoły. Wszystko przepadło... Poszedłem do moich kumpli, którzy właśnie się rozgrzewali i dołączyłem do nich.
-I jak poszło, stary?- zapytał Feder.
-Nijak- odpowiedziałem i kontynuowałem tę wyjątkowo beznadziejną rozgrzewkę.
-Nie przejmuj się. Teraz skup się na meczu, musimy to wygrać!- Ma rację, ale nie potrafię!
-Too... Co chciałeś mi powiedzieć takiego ważnego?- zapytała z uśmiechem.
-Muszę ci coś powiedzieć...- zacząłem z lekkim zawahaniem.
-Mów śmiało- Zaśmiała się.
-Wiem, to nie jest może zbyt długo, ale przez ten czas, dowiedziałem się o tobie bardzo wiele... Wiem, że jeszcze miesiąc temu, gdyby ktoś powiedział mi, że będę z tobą siedział na tej ławce i mówił to co mówię, wyśmiałbym go, ale nie teraz. Nie wiem jak to powiedzieć, ale... Bardzo cię lubię. Tak bardzo. Nie mogę już dłużej tego ukrywać, bo to cholernie boli...- spojrzała na mnie, pokiwała przecząco głową, po czym uciekła. Siedziałem jeszcze chwilę w tym samym miejscu i po chwili wkurzony wszedłem do szkoły. Wszystko przepadło... Poszedłem do moich kumpli, którzy właśnie się rozgrzewali i dołączyłem do nich.
-I jak poszło, stary?- zapytał Feder.
-Nijak- odpowiedziałem i kontynuowałem tę wyjątkowo beznadziejną rozgrzewkę.
-Nie przejmuj się. Teraz skup się na meczu, musimy to wygrać!- Ma rację, ale nie potrafię!
Mecz już trwa od kilkunastu minut, a ja? Ja nawet nie trafiłem z pierwszej linii. Trzy razy! Myślę tylko o niej. Jej drużyna wygrywa o sześć punktów, ale w tej chwili mam wszystko gdzieś. Po chwili nasz trener zażądał przerwę.
-Verdas, co to ma być?!- Wkurzył się, ale nie dziwie mu się, gram gorzej niż pierwszoklasista- Peter cię zastąpi- powiedział, a ja bez żadnego słowa wyszedłem z meczu. Mam teraz wszystko gdzieś, mogą mnie nawet wyrzucić z grupy. Nie obchodzi mnie to.
-Verdas, co to ma być?!- Wkurzył się, ale nie dziwie mu się, gram gorzej niż pierwszoklasista- Peter cię zastąpi- powiedział, a ja bez żadnego słowa wyszedłem z meczu. Mam teraz wszystko gdzieś, mogą mnie nawet wyrzucić z grupy. Nie obchodzi mnie to.
Violetta
Leon mówił mi, że mnie kocha, a ja? Ja po prostu stchórzyłam... Mogłam mu powiedzieć to co czuję, ale nie, ja nie, ja zawsze muszę wszystko zepsuć. Po prostu uciekłam... Widziałam, że na meczu mu nie szło, dlaczego? Bo go zraniłam, ni chciałam tego. Po chwili jego trener zażądał przerwę, a później zauważyłam jak Leon wkurzony wychodzi. O co chodzi? Na nic nie zważając poszłam za nim. Nie zwracałam na to, że trener mnie wołał, muszę pogadać z Leonem i powiedzieć mu, co czuję. Wyszłam ze szkoły, ale go nie było. Gdzie on się podział? Park! Przecież nie raz go tam widziałam. Szybko pobiegłam, do parku i już z daleka widziałam jego sylwetkę. Przyśpieszyłam, a gdy byłam przy nim, usiadłam obok i go mocno przytuliłam.
-Co tu robisz?- spojrzał na mnie.
-Przytulam cię- odpowiedziałam, bez żadnego zawahania.
-Proszę cię, zapomnij o tym, co ci mówiłem- powiedział po dłuższej chwili.
-Nie- spojrzał na mnie niezrozumiale- Nie chce zapominać- spojrzałam w jego oczy, w których momentalnie pojawiły się magiczne ogniki.
-Czyli..
-Też cię bardzo lubię- przerwałam mu i go delikatnie pocałowałam- Bardzo- szepnęłam. Uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
-Wracamy?- zapytał, na co przytaknęłam i wracaliśmy do szkoły. Po kilku minutach byliśmy już w budynku i weszliśmy na salę gimnastyczną.
-Castillo!- krzyknął mój trener.
-Verdas!- tym razem, rozległ się głos trenera Leona. Poszliśmy w swoim kierunku i po chwili oboje nas, dopuścili do dalszej części meczu.
-Co tu robisz?- spojrzał na mnie.
-Przytulam cię- odpowiedziałam, bez żadnego zawahania.
-Proszę cię, zapomnij o tym, co ci mówiłem- powiedział po dłuższej chwili.
-Nie- spojrzał na mnie niezrozumiale- Nie chce zapominać- spojrzałam w jego oczy, w których momentalnie pojawiły się magiczne ogniki.
-Czyli..
-Też cię bardzo lubię- przerwałam mu i go delikatnie pocałowałam- Bardzo- szepnęłam. Uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
-Wracamy?- zapytał, na co przytaknęłam i wracaliśmy do szkoły. Po kilku minutach byliśmy już w budynku i weszliśmy na salę gimnastyczną.
-Castillo!- krzyknął mój trener.
-Verdas!- tym razem, rozległ się głos trenera Leona. Poszliśmy w swoim kierunku i po chwili oboje nas, dopuścili do dalszej części meczu.
Ostatnie sekundy walki, jeżeli można tak to nazwać. Piłkę obecnie ma Leon. Jeżeli trafi, jego drużyna wygra, jeżeli nie, to moja. W sumie, mam nadzieję, że on wygra. Rzucił, piłka zakręciła się na obręczy, ale nie wpadła do kosza, czyli jednak my wygraliśmy. Moja drużyna zaczęła skakać z radości, a ja patrzałam na Leona, który do mnie podchodził.
-Wygraliście- powiedział z uśmiechem.
-Zrobiłeś to celowo?- zapytałam.
-Zrobiłem to dla ciebie- szepnął. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wiem, że ten mecz, był dla niego bardzo ważny.
-Nie musiałeś- odpowiedziałam i zarzuciłam ręce za jego szyję.
-Ale chciałem- za i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Czułam te wszystkie emocję, które są nie do opisania... To się nazywa Kochać...- A teraz chodź- pociągnął mnie za rękę.
-Gdzie?
-Świętować twoje zwycięstwo- uśmiechnął się.
-I nas- odpowiedziałam I wtuliłam się w jego ramię.
-Wygraliście- powiedział z uśmiechem.
-Zrobiłeś to celowo?- zapytałam.
-Zrobiłem to dla ciebie- szepnął. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wiem, że ten mecz, był dla niego bardzo ważny.
-Nie musiałeś- odpowiedziałam i zarzuciłam ręce za jego szyję.
-Ale chciałem- za i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Czułam te wszystkie emocję, które są nie do opisania... To się nazywa Kochać...- A teraz chodź- pociągnął mnie za rękę.
-Gdzie?
-Świętować twoje zwycięstwo- uśmiechnął się.
-I nas- odpowiedziałam I wtuliłam się w jego ramię.
***
Witam w ten beznadziejny dzień :*
U was też ciągle wiało?
OP byłby w sobotę, ale internetu nie miałam, zresztą nadal nie mam, przydaje się 3G w telefonie c'nie?
To już ostatnia część tego parta, od razu mówię, że nie znam się na koszykówce ;) Do następnego,
Suzzy V.
Witam w ten beznadziejny dzień :*
U was też ciągle wiało?
OP byłby w sobotę, ale internetu nie miałam, zresztą nadal nie mam, przydaje się 3G w telefonie c'nie?
To już ostatnia część tego parta, od razu mówię, że nie znam się na koszykówce ;) Do następnego,
Suzzy V.
Moje! :D
OdpowiedzUsuńTyle czekania i w końcu jest! OŁ JEAH! xD
UsuńCuuuuudo :*
Vils, wygranie meczu. Brawa!
Lion, wygranie życia! Brawo!
Co ja ci jeszcze Ag mogę napisać..? Cudo:*
Besos Viki :*
Cudowny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCudo :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :P